Trochę z opóźnieniem, bo wycieczka była na początku czerwca, ale wypadło mi trochę wyjazdów i brak było czasu.
Moja córka namówiła mnie na ten wyjazd. Pojechaliśmy w cztery osoby samochodem. Z Wrocławia, gdzie mieszka córka, zajęło nam to z przerwami ok. 6 godzin. Trasa bardzo dobra, najpierw autostrada, potem droga ekspresowa.
Magda zarezerwowała nam przez booking duży apartament z dwiema sypialniami, salonem i aneksem kuchennym oraz małym ogródkiem, gdzie robiliśmy grilla. Obok był prywatny parking. Apartament posiadał lodówkę, zmywarkę, piekarnik, toster, opiekacz, 2 ekspresy do kawy. Oczywiście również wszystkie naczynia i szkło do alkoholu. Na cztery doby wyniosło nas to 2400 zł, czyli po 600 zł. od osoby.
Mieszkaliśmy w uroczym miasteczku Sellin. To małe, stare, urokliwe miasteczko nad morzem, przy plaży. Typowa turystyczna miejscowość, z deptakiem i mnóstwem knajpek, nierzadko z polskim personelem.
Poza spacerami w naszej miejscowości zrobiliśmy sobie dwie wycieczki.
KLIFY
Pierwsza to park krajobrazowy z pięknymi klifami, może nie takimi jak w Norwegii ale też urokliwe. Niestety zdjęcia tego nie oddają. Była to wycieczka półdniowa. Najpierw samochodem, potem turystycznym pociągiem, gdzie oglądaliśmy sielski obraz niemieckiej wsi. Po spacerze spożyliśmy posiłek, który jest tam specjałem. Po prostu bułka z włożoną do środka smażoną rybą, do tego piwo. Ciekawy obiad.
HITLEROWSKA PRORA
Druga wycieczka była do miasta Prora. To miasto nad samym morzem, przy plaży. Przed wojną Hitler kazał tam wybudować ośrodek wczasowy dla wojskowych, który miał 4 kilometry długości. Niestety nigdy go nie skończyli, bo ….. Hitlera zaskoczyła wojna. Ciekawe prawda?
Byłam bardzo ciekawa tej budowli, ale okazało się, że spóźniliśmy się parę lat. Budynki zostały odnowione i przekształcone w piękne apartamenty. Zostały jeszcze chyba dwa stare budynki, zobaczycie na zdjęciach stare i nowe. Apartamenty cudne, z widokiem na morze, parę kroków od plaży, na balkonach ratanowe meble. Nie wiem ile kosztują ale chyba nie są na moją kieszeń. Jednak trochę się rozczarowałam, bo chciałam obejrzeć stare budynki, a nie nowe. Ale cóż, siła wyższa.




Niecodzienna wycieczka
Nasza wyprawa na Rugię była bardzo fajna i ciekawa. Ciekawe jednak że, obsługa w restauracji, pracownica w biurze, która wydała nam klucze do apartamentu, ledwo, ledwo mówili po angielsku. Wydawało by się, że młodzi ludzie w branży turystycznej powinni znać podstawowe języki.
Zapomniałam dodać na początku, żeby się dostać na wyspę, nie trzeba płynąć promem, jak na naszą wyspę Uznam. Jest tam długi most, którym dostaniemy się na Rugię.







0 komentarzy