Zawsze chciałam być nad morzem zimą, a jakoś nigdy nie było okazji. Dopiero zeszłej zimy mi się to udało. Do Gdańska pojechałam w styczniu. Tak jak poprzednio, hotelu poszukałam poprzez booking. Tym razem wybrałam hotel w centrum miasta, bo pomyślałam, że w styczniu, kiedy szybko robi się ciemno lepiej spacerować po mieście niż po plażowych deptakach, gdzie szybko zamiera życie.
Wybrałam hotel Almond Business & Spa. Znajduje się nad Motławą blisko Starego Miasta. Hotel jest luksusowy, pokoje jasne i ciepłe z balkonem. Był tam odpłatny barek z alkoholem i napojami oraz już bezpłatny zestaw do kawy i herbaty. Przyjemnie było wieczorem zaparzyć sobie filiżankę pachnącej herbaty. Dla mnie ważne jest , że był tam kryty basen, sauny i jaccuzi, gdzie mogłam się zrelaksować po całodziennych wędrówkach.
Śniadania, które były w cenie, były fantastyczne. Wybór przeogromny. Nie jestem w stanie napisać co tam było. Dodatkowo słodycze, ciasta, soki, wino musujące. Polecam ten hotel.
Na plażę pojechałam tramwajem do Brzeźna, plażowej dzielnicy Gdańska. Bardzo ciekawie wyglądała plaża, piasek pomieszany ze śniegiem. Natomiast morze przy brzegu niestety nie było zamarznięte i o dziwo pływały tam łabędzie. Później pospacerowałam po brzeźnieńskim molo i wstąpiłam znowu do knajpki Gruba Ryba, gdzie chodziłam latem. Było tam ciepło i klimatycznie.
Potem pojechałam do Sopotu, zobaczyć jak on wygląda zimą. Plusem jest, że zimą nie trzeba płacić za wstęp na molo. Latem czy zimą Sopot ma swój klimat. Po spacerze znowu wylądowałam w jakiejś knajpce na ciepłej herbacie.
Muszę również wspomnieć o wizycie w Gdańskim Muzeum Solidarności, mieszczącego się w okolicach Stoczni Gdańskiej. Jest to olbrzymie muzeum interaktywne, pokazujące Solidarność od początków do teraźniejszości. Bardzo pouczające doświadczenie. Niektóre fakty pamiętałam, niektóre sobie przypomniałam.
Reasumując latem czy zimą, w Gdańsku każdy znajdzie coś dla siebie.
0 komentarzy