W zeszłym roku, latem, znowu znalazłam się w Gdańsku. Tym razem w dzielnicy Stogi. W czerwcu mieliśmy uroczystość rodzinną – osiemdziesiątka mojego taty. Po imprezie, nazajutrz wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do Gdańska. Była nas duża grupa. Ja z dziećmi, siostra z dziećmi i rodzice.
Już parę miesięcy wcześniej zaczęłam szukać jakiegoś miejsca dla nas. Ja preferuję raczej hotele, ale rodzinka zdecydowała, że to mają być domki, gdzie będziemy biesiadować i grillować. Mieli rację i zgodziłam się z nimi, bo trudno w pokoju hotelowym całą bandą biesiadować.
Nasz wybór padł na domki w lesie sosnowym, blisko plaży i przystanku tramwajowego. Ośrodek nazywa się Przy Wydmach i nawet znajduje się przy ulicy Wydmy 6.
Wszystko załatwiłam telefonicznie z przemiłą panią.
Bardzo fajne, drewniane, nowe, czyste domki z tarasem. Na wyposażeniu były łóżka, szafa, półki i stoliki nocne. Był również telewizor, mnie zupełnie niepotrzebny. Była również toaleta z umywalką. Łazienka w osobnym pawilonie, ale to nie stanowiło problemu.
Rodzice wybrali jednak pokój z łazienką, a nie domek i w sumie słusznie, ponieważ było im tam wygodniej i cieplej, bo moja mama jest zmarzluchem.
Śniadania robiliśmy sobie sami. Przyjemnie było rano jeść na tarasie. Obiady w barach przy plaży. Na kolację zazwyczaj był grill.
Jedynym minusem były chłodne wieczory, mimo, że był już koniec czerwca. Chcieliśmy sobie siedzieć przy grillu i piwku ale był nam zimno i biesiadowanie szybko się kończyło.
Jednak najważniejsze było dla nas to, że możemy pobyć razem, bo nieczęsto wszyscy się spotykamy, ponieważ moja siostra z rodziną mieszka w Niemczech. Takie spotkania z całą rodziną są bezcenne.
0 komentarzy